Mój nauczyciel z Harrow, kiedy chodziłem do piątej klasy, powiedział nam kiedyś, że prawda to coś, czego nie można dotknąć ani zobaczyć, że czasem się na nią natykamy, lecz jej nie rozpoznajemy, a odkrywają ją tylko ludzie starzy, bliscy śmierci, albo czasami bardzo młodzi i bardzo niewinni. Zastanawiam się, ile osób, które sięgnęło po „Moją kuzynkę Rachelę” poświęciło chwilę, aby dowiedzieć się czegoś o autorce tej książki. Daphne du Maurier na czarno- białym zdjęciu pochodzącym z 1930 roku (Edward Gooch) wygląda zupełnie niepozornie, jeśli tylko patrzeć na nią oczami kogoś, kto ma pełne prawa wyborcze, możliwość podjęcia pracy zarobkowej oraz podejmowania swobodnych decyzji o swoim życiu. Jeśli jednak umiejscowimy tę fotkę na osi wydarzeń historycznych, szybko dojdziemy do wniosku, że już sam aparycja Daphne świadczy o jej nietuzinkowości i odwadze. Córka aktorskiej pary, wnuczka pisarza i karykaturzysty George du Maurier, siostra Angeli du Maurier znanej z autobiografii o wiele znac
Technologia powinna była uwolnić człowieka od ciężarów życia. Zamiast tego uczyniła go więźniem. Brian Patrick Herbert , Diuna. Bitwa pod Corrinem Gdybym zamknęła oczy, bez większego wysiłku mogłabym wrócić do czasów, w których o internecie słyszeli tylko nieliczni. To moje dzieciństwo i czasy licealne. Tak naprawdę projekt globalnej sieci komputerów powstał dość dawno, bo w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Rozwijano go małymi krokami i bywały momenty, w których tylko jednostki wierzyły w jego rychły sukces. W 1993 roku powstała pierwsza przeglądarka www, a trzy lata później dołączył do niej pierwszy komunikator. Dalej poszło już zupełnie gładko i innowacyjny pomysł stał się czymś powszechnym i komercyjnym. Dzisiaj nie znam nikogo, kto nie ma chociaż jednego urządzenia z aktywnym dostępem do internetu. (Niemal) niezawodna sieć naczyń połączonych dostarcza codziennie milionom użytkowników informacji. Pompuje adrenalinę, dowartościowuje, ale i niszczy ludzkie lo
- Zobaczysz, Lucynko, kiedyś wszystko się zmieni. Każda kobieta godna jest szacunku i dobrego życia, bez względu na urodzenie. Trzeba tylko dać im szansę. „Trzy kobiety” to powieść teoretycznie przenosząca czytelnika do czasów bardzo odległych. Takich, w których świat w bardzo prosty sposób dzielił ludzi na bogatych i biednych, dobrze urodzonych i tych nie mających nawet kawałka chleba na jutrzejsze śniadanie. Po ulicach miast dostojnym krokiem spacerowały wtedy matrony odziane w wytworne toalety. Eteryczne niczym motyle, za to całkowicie zależne od decyzji mężczyzn, którzy pojęli je za żony. W tym samym czasie ich niepiśmienne służące szorowały podłogi i marzyły, by wyrwać się do miejsca, w którym chociaż przez chwilę można by zaznać wytchnienia od monotonnej rzeczywistości i ciężkiej, fizycznej pracy. Pytanie brzmi, czy początek dwudziestego wieku tak bardzo różni się od tego momentu, w którym znajdujemy się obecnie? Początkowo odpowiedź wydaje się oczywista. Współczesne kobiety pos
Normalność jest tym, co los daje każdego ranka. W Maroku, w Hiszpanii i w Portugalii, w krawieckim atelier i w służbie brytyjskiego wywiadu - wszędzie tam, gdzie poprowadzę ścieg swojego życia, pracowicie wkłuwając igłę, tam będzie i ona, moja normalność. W cieniu pod palmami, na pachnącym miętą placu, w salonach skąpanych blaskiem kryształowych żyrandoli i w burzliwych odmętach wojny. Normalność ma taki kształt, jaki nada jej moja wolna wola, moje poczucie obowiązku i moje słowo. Maria Dueñas ma w swoim dorobku jedynie cztery książki. Nigdy wcześniej nie słyszałam o twórczości tej hiszpańskiej pisarki i właściwie to przypadek sprawił, że udało się sięgnąć po jej znakomity debiut. „Krawcowa z Madrytu”, bo o niej mowa, ukazała się w 2009 roku i podbiła serca milionów czytelników na całym świecie. Prawa do wydania tej historii kupiło aż dwadzieścia pięć krajów. Maria Dueñas jest doktorem filologii angielskiej, co ma z pewnością ogromny wpływ na poziom zaprezentowanej przez Nią p
W szachach (…) rywale losują, który będzie grał białymi. Wiesz czemu? (…) - Bo kto gra białymi, ten zaczyna partię – wyjaśnił. - Ma sposobność narzucenia swojego pomysłu rozgrywki, a na dodatek kontroli przeciwnika.” „Gambit” nie należy do najnowszych powieści. Jego premiera odbyła się w 2019 roku, co w przypadku dość specyficznego rynku wydawniczego może oznaczać już zaawansowaną starość, by w niektórych przypadkach nie użyć jakże dobitnego słowa „życie pozagrobowe”. Nawet świetne publikacje potrafią znaleźć się na cmentarzysku pod naporem miliarda nowości. Niestety dla nas wszystkich. Recenzje tej książki wręcz wylewają się z fasad internetu. Na portalu „Lubimy czytać” otrzymała dotychczas 916 ocen i 231 opinii. Niektóre merytoryczne, inne zabawne, bo odnoszące się raczej do tembru głosu interpretującego ją lektora. Przyznam, że dawno tak świetnie nie bawiłam się, jak podczas podążania śladami historii stworzonej przez autora. Co lepsze, sami czytelnicy uczynili z niej żywą l
Rozpoczynając lekturę sagi pod tytułem „Wydziedziczone” nie miałam żadnych oczekiwań. O Mirosławie Karecie usłyszałam po raz pierwszy w dniu otrzymania propozycji patronackiej i dopiero po zapoznaniu się z krótką notą biograficzną stwierdziłam, że istnieje spora szansa, iż jestem idealnym odbiorcą tych książek. „Wydziedziczone” to seria, która z całą pewnością nie została stworzona według żadnego aktualnie modnego szablonu. Po pierwsze, akcja została umiejscowiona na przełomie XIX i XX wieku, co stanowi przyjemną odmianę od powieści poruszających wątek drugiej wojny światowej eksploatowany ostatnio do granic mojej czytelniczej wytrzymałości. Po drugie, Mirosława Kareta w swoich podziękowaniach wieńczących trzeci, ostatni tom pisze tak: Przedstawiając fakty i ludzi, starałam się nie nadużywać prawdy historycznej i zachować wiarygodność. Dlatego wiele dialogów w książce stanowią cytaty lub parafraza źródeł pisanych. Uważam, że ten zabieg pozwolił na stworzenie wyjątkowej przestrzeni do
Niektóre powieści nie potrzebują zbyt wielu słów, by w pełni można było oddać ich urodę. Mówiąc wprost, bronią się same pomysłem, poziomem języka i wytrwałością w realizacji obranej konwencji literackiej. Wystarczy jeden przymiotnik, by w najprostszy, ale i najszczerszy sposób przekazać swoje oddanie konkretnej książce. „Jedyny walc” jest po prostu ŚWIETNY i bez zastanowienia mogę postawić go na półce obok twórczości Aleksandra Puszkina, którego fragment „Eugeniusza Oniegina” otwiera tę historię. Małgorzata Garkowska, znana szerzej z „Wyboru matki”czy „Mostu pomiędzy słowami”, zaskakuje przede wszystkim skromnością i minimalnym wręcz udziałem w życiu publicznym. Nie potrzebuje atencji i poklasku, by tworzyć wartościowe treści i zapisać się w świadomości szerszego grona odbiorców. To wzbudza moje uznanie, sympatię i szacunek. Przechodząc do fabuły, „Jedyny walc” może być rozpatrywany w niezwykle rozległym kontekście. Jako powieść historyczna imponuje doskonale odmalowanym tłem, bogatym
„ - Gdzie śpiewają raki? Tak mówiła moja mama: „Zapuszczaj się jak najdalej. Tam, gdzie śpiewają raki” - Czyli w głąb lasu tam, gdzie żyją dzikie zwierzęta.” Jak to jest, kiedy świat ciebie nie chce? Tak za nic, po prostu nie chce i tyle. Kropka. Cisza, tylko cisza i ty. Wtedy pozostaje zwrócić się całkowicie ku sobie samemu. Spokój nie ogarnie cię od razu, bo wcześniej musi przyjść potężna ulewa. Będzie grzmieć, a później strugi deszczu zaleją całe twoje wnętrze. Roślinność będzie słaniać się i uginać w głębokich falach żałoby. Kiedy ziemia nie będzie w stanie przyjąć więcej wody, podniesiesz się. Bo tak trzeba, bo tak skonstruowała nas matka natura. By trwać mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Nie potrzebujesz już więcej ozdobników, wystarczy to co jest. Ty wystarczysz. Nic więcej. „Gdzie śpiewają raki” to jedna z najlepszych powieści, które przeczytałam w ostatnim czasie. Poczułam ją całą sobą, mimo że nie tego się spodziewałam. Ciepła, nostalgiczna okł
Poza tym, nie powiedziałem, że wygląd nas determinuje, czy określa, ale myślę, że gdybyśmy wyglądali inaczej, bylibyśmy trochę inni. Wygląd, charakter, pochodzenie, choroby czy niepełnosprawność to cały człowiek. Nie da się tego oderwać od osoby i odłożyć na półkę. Co nie znaczy, że można według tego wartościować ludzi (…). Najnowszą książkę Małgorzaty Lis rozpoczęłam od lektury krótkiej notki biograficznej. Już wtedy poczułam pierwszą iskierkę sympatii i zainteresowania. Absolwentka historii i historii sztuki, autorka podręczników szkolnych z dużą dozą prawdopodobieństwa kieruje swoje treści do osób takich jak ja - dojrzałych i oczekujących szacunku w stosunku do czytelnika. Moim zdaniem objawia się to dbałością o warstwę językową, a także mądre, przemyślane przesłanie. „Miłość, pies i czekolada” jest historią skupiającą się na relacjach i za to szczególnie ją cenię. Spełniając wszelkie wymagania powieści obyczajowej daje nie tylko wytchnienie od codzienności, ale i nadzieję na to,
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA 15 maja 2019 roku do rąk polskiego czytelnika trafi książka „Kotka i generał” autorstwa Nino Haratischwili. Gruzińska autorka młodego pokolenia od lat mieszkająca w Hamburgu, u nas znana jest głównie z monumentalnej powieści „Ósme życie”. Historii barwnej i tak odmiennej, że nie sposób jej zapomnieć, czy pomylić z inną lekturą nawet po wielu miesiącach od przeczytania. „Kotka i generał” liczy dokładnie sześćset czternaście stron.Tyle też jest w niej ładunku emocji, dramatycznej drogi od winy do zadośćuczynienia. Inspiracją do powstania książki była prawdziwa historia opisana przez rosyjską aktywistkę walczącą o prawa człowieka. Nino Haratischwili utkwiło w głowie opisane przez nią wydarzenie, mające miejsce w okresie trwania wojny czeczeńskiej. Zło, które zostało wyrządzone przez rosyjskich żołnierzy bezbronnym cywilom, ukryło się tu pod sztandarem walki z wrogiem. Wojna tłumaczy każdą przemoc, zmyje każdą winę. Po latach nikt nie będzie p
Komentarze
Prześlij komentarz