Szczęście przy kominku - Gabriela Gargaś
Kiedy byłam dziewczynką Święta
Bożego Narodzenia wydawały mi się niezwykle magiczne. Smak tamtych
potraw, radość z otrzymanych prezentów oraz drobne, zabawne
wydarzenia z tego okresu są ze mną do dzisiaj i wciąż mam je tuż
pod powiekami, jeśli tylko tego akurat zapragnę.
Przez wiele lat moje życie było
pogodne i mimo drobnych niepowodzeń, czy przeciwieństw losu czułam
magię świąt. Tak po prostu.
„Szczęście przy kominku” leżało
na moim stosie książek do przeczytania od jakiegoś czasu i tylko
dyskretnie przekładałam je niżej i niżej. Na kolejny tydzień, na
lepsze czasy.
W połowie grudnia powiedziałam sobie,
że chyba mogę wreszcie spróbować. Z wisielczym humorem w tle
zaczęłam lekturę. Tytuł nie przypadł mi do gustu i prawdę
powiedziawszy nie rozumiem w jaki sposób nawiązuje do treści tej
książki. O Autorce słyszałam za to wiele dobrych słów i
wnioskując po podziękowaniach znajdujących się na końcu lektury
musi być bardzo ciepłą i miłą osobą.
Lubię poznawać nowych twórców,
badać ich styl, pracować nad własną opinią na ich temat.
Gabriela Gargaś pisze w sposób
prosty, ale przemyślany i spójny. Książka z samego założenia
miała być ciepłą opowieścią i taką właśnie jest. Nie czułam
się oszukana, zdziwiona sposobem prowadzeniem fabuły. Tak, jest tu
ogromny ładunek słodyczy, ale jest to słodycz przyjemna w
odbiorze. Pojawiające się liczne zdrobnienia, zwykle przeze mnie
nieakceptowane i drażniące literackie podniebienie, tutaj były
bliskie i naturalne. „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko
odchodzą”.... Myślę, że nie jedno z nas dałoby dużo, aby móc
jeszcze chociaż jeden raz powiedzieć do bliskiej osoby
„dziadziusiu”, czy „buniu” nawet jeśli takich słów nie
zdążyliśmy wpleść w nasze prawdziwe życie.
„Szczęście przy kominku” idealnie
nadawałoby się do przeniesienie na duży ekran. Czytając książkę
miałam co najmniej kilka pomysłów na obsadę głównych ról, co
można uznać za ogromny komplement, bo przytrafia mi się to
sporadycznie. Na taki film z przyjemnością udałabym się do kina i
nie zamierzam się tego wstydzić!
To nie jest tak, że w tej książce
nie ma zwyczajnego, szarego życia z prawdziwymi problemami w tle. Są
i to nawet ogromne, jednak Autorka potraktowała je niezwykle
subtelnie. Ukazała smutki i ciężką chorobę z dalekiej
perspektywy, przykrytą cieniutkim woalem dyskrecji. Dokładnie tego
wymagam od powieści o tematyce świątecznej, która z samej swej
definicji ma nieść pocieszenie i uśmiech. Tego oczekuję jako
osoba żyjąca z tak właśnie chorym człowiekiem. Szacunku i
milczenia, kiedy brakuje już słów.
„No i można się zakochać, czy
zauroczyć w każdym wieku, nawet wtedy, kiedy człowiek sobie myśli:
to już za mną. Nawet jeśli to miłość już nie do osoby, ale do
świata”
Polecam „Szczęście
przy kominku” osobom, które chciałyby przeczytać ciepłą
powieść w świątecznym klimacie. Moje oczekiwania zostały w pełni
spełnione i chociaż nie jestem fanką tego typu prozy z pewnością
kiedyś wrócę jeszcze do tej Autorki. Może w kolejne święta?
Komentarze
Prześlij komentarz