Boski znak - Krzysztof Bochus
Bardzo, ale to
bardzo dawno temu czeski król Wacław I umyślił sobie, aby na
pograniczu śląsko-łużyckim, na skale granitowo-gnejsowej, którą
porastały cisy, wybudować warownię. W ciągu wieków jej
właściciele zmieniali się wielokrotnie, bywało nawet, że budowla
stała zupełnie opustoszała i wymarła.
W 1909 roku pewien
drezdeński bogacz kupił ją sobie w ramach kaprysu. Nie do końca
była to jednak fantastyczna wiadomość dla tego miejsca, bo mimo
wynajęcia architektonicznej sławy i pomysłu remontu według rycin
z 1703 roku, zniszczono sporo najstarszych fragmentów kompleksu, a w
fosie urządzono.... zwierzyniec.
Wspomniany wyżej
bogacz wykorzystał zawirowania historyczne i korzystając z
przychylności dworu carskiego, zgromadził na zamku sporo dóbr
materialnych o niewyobrażalnej wręcz wartości materialnej i z
dzisiejszego punktu widzenia- historycznej.
Dobre czasy mają
jednak to do siebie, że kiedyś się kończą i tak oto 1945 roku
przyszła ta chwila, w której należało zdecydować co zrobić z
tak pieczołowicie zgromadzonym majątkiem. Zabrać większość ze
sobą mając nadzieję, że nikt nam go nie odbierze, czy też może
starannie ukryć w licznych zakamarkach fortecy?
Z drżeniem serca
i życzeniem szybkiego powrotu do domu podjęto decyzję, aby ukryć
najcenniejsze przedmioty. Każdy kto słyszał o zamku Czocha chociaż
jeden raz wie doskonale, że nie było to trudne. Insygnia koronacje
Romanowów, popiersia carów rosyjskich, ikony, zastawy,
porcelanowe, biżuteria i wiele innych pochłonięte zostały przez
skomplikowane skrytki tego miejsca.
W ciągu lat wiele
z nich odkryto, wiele z nich rozkradziono lub przemilczano, jest
jednak wciąż spora szansa, że gdzieś tam głęboko w gardle
dawnej twierdzy drzemią wciąć rozmaite skarby i niespodzianki...
„Do
najbardziej wartościowych należały bez wątpienia arcydzieła
wykonane w pracowni słynnego złotnika Romanowów, Petera Carla
Fabergégo. Mowa tu o dwóch jajach Fabergé oraz słynnej zastawie
srebrnej wykonanej na zlecenie rodziny Kelchów..”
W tej właśnie chwili wkraczamy w świat „Boskiego znaku”.
Pan Krzysztof Bochus na kanwie losów zamku Czocha stworzył
fantastyczną, pasjonującą i wyjątkowo barwną książkę. Fikcja
literacka miesza się tu z rzeczywistością tak bardzo, że trudno w
pewnym momencie odróżnić je od siebie. Wyraźnie zarysowane tło
historyczne sprawia, że powieść będzie atrakcyjna dla bardziej
wymagającego czytelnika Dawno nie zdarzyło się, abym tak chłonęła
każdą stronę, pozwoliła uwieść się jakiemukolwiek bohaterowi.
Wierzę w każde słowo Adama Berga - dziennikarza na życiowym
zakręcie, który podejmuje się próby odszukania skarbu. Przytakuję
wszelkim jego decyzjom, kibicuję w kolejnych perypetiach. Szybkie
tempo akcji nie pozwoli ochłonąć nawet na sekundę, za to pozwala
zapomnieć o życiowych problemach i troskach dnia codziennego. Nie
jestem specjalistką w temacie filmów sensacyjnych, ale w tym
przypadku nasuwa się jednoznaczne skojarzenie z najlepszymi
amerykańskimi produkcjami kina akcji. Muszę jednak zaznaczyć, że
w tym thrillerze jest sporo elegancji, klasy i dobrego smaku. Nie
czytałam pierwszej części („Lista Lucyfera”), jednak już
dzisiaj zapiszę ją sobie na listę lektur do nadrobienia.
Uwielbiam autorów, którzy poprzez swoją twórczość zmuszają
mnie do podjęcia pracy intelektualnej. Oczywiście, jeśli ktoś nie
ma podobnych potrzeb, nie będzie musiał szukać dodatkowych
informacji w internecie, czy książkach historycznych. „Boski
znak” został napisany w sposób klarowny i zrozumiały. Zostawia
jednak uchylone drzwi takim ciekawskim czytelnikom jak jak ja.
Doskonała zabawa. Chcę więcej!!
Gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz