Instytut pięknosci - Maria Paszyńska

Kolejne
wybory były już świadome. Nie, nie przeczytałam jeszcze
najpopularniejszej serii „Owoc granatu”, chociaż i na nią
przyjdzie pora.
Wybrałam
„Warszawski niebotyk”, a następnie „Instytut Piękności”.
Spodziewacie
się lekkiej, polukrowanej historii po ostatnim tytule? Takiej, która
utwierdzi Was w przekonaniu, że II Wojna Światowa to już odległa
przeszłość, o której jak najszybciej należy zapomnieć albo w
ostateczności sprawić, by była mniej tragiczna? Bardziej znośna
dla współczesnego czytelnika?
Nic
bardziej mylnego! „Instytut Piękności” potrafi mocno wstrząsnąć
swoim odbiorcą, złamać jego poczucie spokoju i bezpieczeństwa.
Maria Paszyńska operuje faktami. Główna bohaterka, doktor Mada
Walter, istniała w rzeczywistości i to dzięki jej brawurowemu
pomysłowi udało się uratować dziesiątki ludzi. „Trudno znaleźć
słowa dla jej odwagi, samozaparcia i poświęcenia” napisał w
swoim zaświadczeniu Władysław Smólski w październiku 1947 roku
(za: Maria Paszyńska „Instytut Piękności”, s.365).
Oczywiście,
książka bazuje na przebiegu realnych wydarzeń, jednak nie stanowi
ich całkowitego odzwierciedlenia i o tym musimy pamiętać.
Doskonale
prowadzona narracja sprawia, iż współodczuwamy emocje kolejnych
bohaterek, nawet jeśli ich punkt widzenia życia jest nam odległy.
Do
ostatniej chwili wierzymy, że jeszcze jest szansa, że coś dobrego
się w końcu wydarzy, chociaż wiemy dokładnie, że to nie tak
będzie....
Autorka
porusza bolesny temat, ale robi to ze skupieniem i ciszą. Każde
słowo jest wyważone i każde ma znaczenie. Nie wrócimy życia
wymordowanym w bestialski sposób, ale możemy sprawić, by o nich
nie zapomniano.
Każda
z ofiar miała twarz. Mada Walter umarła w biedzie i osamotnieniu
mimo swoich zasług. Cudownie, że Paszyńskiej udała się ta trudna
sztuczka- czytając nie widzimy bohaterki, tylko świadomą siebie
kobietę z własnymi przekonaniami i pragnieniami. Osobowość, a nie
ofiarę.
Przeczytajcie
tę książkę, by nie zapomnieć. Ona na to zasługuje.
Komentarze
Prześlij komentarz