Immunitet - Remigiusz Mróz
Wspominałam ostatnio, że jestem właśnie w trakcie wyzwania czytelniczego-czytam wszystko autorstwa Remigiusza Mroza, aby wyrobić sobie pełne zdanie o autorze, a przy okazji jednoznacznie opowiedzieć co do faktu, czy jestem za/ przeciw. Magia, czy grafomania? Fascynuje mnie fenomen tego pisarza i sposób w jaki buduje swój wizerunek oraz karierę. Ostatnio wyczytałam, iż Mróz rozbrajająco wyznał, że pisze także o pod innym nazwiskiem, ba w dodatku obco brzmiącym. Ta wiadomość spowodowała, że pasuję w swoim prywatnym wyzwaniu, bo przy takim tempie wydawania kolejnych pozycji nigdy nie przeczytam już nic innego.
Ale do rzeczy. Moje oczekiwania w stosunku do piątego tomu traktującego kolejną sprawę duetu Chyłka-Zordon były wysokie. Poprzednia, czwarta część jest moim prywatnym hitem, który umiliła mi poprzedni miesiąc. Niestety, szybko okazało się, że tym razem obędzie się bez fajerwerków i postępy dokumentowane liczbą przeczytanych stronic były mizerniutkie niczym pierwsze podrygi rodzącej się wiosny.
Fragmenty opisujące (już po raz kolejny) zawiłości procesu sądowego czytałam myśląc równocześnie o sprawach służbowych, a resztę przeczytałam bez większych zachwytów. Tak samo jak Chyłka mam słabość do łacińskich maksym i te przywitałam z pełnym uśmiechem.
Tymczasem stawiam przecinek w znajomości z Remigiuszem Mrozem. Czuję się zmęczona cudownymi rozwiązaniami i dość powtarzalną fabułą.
Komentarze
Prześlij komentarz