Mój nauczyciel z Harrow, kiedy chodziłem do piątej klasy, powiedział nam kiedyś, że prawda to coś, czego nie można dotknąć ani zobaczyć, że czasem się na nią natykamy, lecz jej nie rozpoznajemy, a odkrywają ją tylko ludzie starzy, bliscy śmierci, albo czasami bardzo młodzi i bardzo niewinni. Zastanawiam się, ile osób, które sięgnęło po „Moją kuzynkę Rachelę” poświęciło chwilę, aby dowiedzieć się czegoś o autorce tej książki. Daphne du Maurier na czarno- białym zdjęciu pochodzącym z 1930 roku (Edward Gooch) wygląda zupełnie niepozornie, jeśli tylko patrzeć na nią oczami kogoś, kto ma pełne prawa wyborcze, możliwość podjęcia pracy zarobkowej oraz podejmowania swobodnych decyzji o swoim życiu. Jeśli jednak umiejscowimy tę fotkę na osi wydarzeń historycznych, szybko dojdziemy do wniosku, że już sam aparycja Daphne świadczy o jej nietuzinkowości i odwadze. Córka aktorskiej pary, wnuczka pisarza i karykaturzysty George du Maurier, siostra Angeli du Maurier znanej z autobiografii o wiele znac
Mam wiele imion i wiele twarzy. Nie tak łatwo mnie rozpoznać, chociaż schematy mojego działania od wieków pozostały niezmienne. Potrafię schować się za cienką powłoką eterycznej blondynki, by za chwilę swobodnie przeistoczyć się w starego, obleśnego starca z dziwacznym uśmiechem. Oszukam Cię z łatwością, wbiję ostrze noża w chwili, kiedy najmniej tego się spodziewasz. Na pożegnanie zostawię Ci szeroki uśmiech zwycięzcy. Jestem inteligentna i sprytna, chociaż zwykle kieruję się jedynie instynktem łowcy. Na imię mi Balladyna. Na imię mi Beata. Na imię jakkolwiek tylko zechcesz.... Pod grubą warstwą makijażu skrywam swoje piętno. Nie zobaczysz go, jeśli nie wiesz z góry, czego szukać. Kiedy zaspokoję swe żądze i krew spłynie wolnym strumieniem po dłoniach, nawiedzają mnie sny. Są gęste i mroczne, lepkie od niewypowiedzianych słów moich ofiar. Brodzę w nich w męczarniach, czekając każdego następnego poranka. Dojdę do wyznaczonego celu obnażając kły dla tych, którzy staną mi na drod
- Mogłaby mi pani polecić jakąś książkę? Ursel Schafer, która je zadała, świetnie wiedziała, co wyróżnia dobrą książkę. Po pierwsze, była tak zajmująca, że Ursel czytała ją w łóżku, dopóki nie zasnęła. Po drugie, przynajmniej w trzech, choć lepiej czterech miejscach doprowadzała ją do łez. Po trzecie, liczyła nie mniej niż trzysta stron, ale nigdy więcej niż trzysta osiemdziesiąt, a po czwarte okładka nie mogła być zielona. Gdyby książki były prawdziwymi ludźmi, „Spacerujący z książkami” z pewnością byłby osobą, która już na pierwszy rzut oka nie przystaje do reszty społeczeństwa stojącego w kolejce po chleb, podróżującego zatłoczoną kolejką, czy wybierającego na targowisku najpiękniejsze pomidory. To byłby ktoś odziany w za długie swetrzysko i spodnie dzwony (koniecznie sztruksowe) z wyszytym kwiatem na lewym udzie. Jej/jego za długa, nierówno przycięta grzywa opadałaby na oczy chronione przez grube, rogowe okulary. Do tego cieniutki, kolorowy jak barwny motyl szalik swobodnie zapląta
Czy masz kwadrans? Piętnaście minut to raczej niewiele czasu, jednak czasami nawet drobna chwila napędza ogromne zmiany w całym naszym życiu. To co minęło zazębia się z tym co jest aktualnie i tym, co stanie się w odległej przyszłości. Wszyscy mamy swój moment zwany inaczej życiem. Część z nas chłonie wszystkimi zmysłami każdy mijający dzień, inni spoglądają na swój świat zza grubej szyby. Zdarza się, że choroba odbiera nam powoli siły, pamięć, wszystko to, co stworzyliśmy w pocie czoła sądząc, że jeszcze zdążymy się nacieszyć zgromadzonym majątkiem. „ Podobno każdy człowiek ma swój zegar, który odmierza jego czas. Nikt nie może na niego wpłynąć; nikt nie wydłuży sobie swojego czasu ani go nie skróci - każdy ma go tyle, ile mu dano. Zegarmistrz Zegarmistrzów sprawuje pieczę nad wszystkimi zegarami i dba o to, żeby działały jak należy. Dlatego trzeba zaufać. Ktoś czuwa nad naszym czasem. Nie możemy zrobić więcej, niż jest nam pisane”. Emilia Kiereś należy nie bez p
W życiu chodzi przede wszystkim o jedno- powiedział raptem. - Chodzi o to, żeby nawiązać intymną relację ze światem. Intymność ze światem- powtórzył- czyż to nie piękne? Okapi leśne zamieszkują niezwykle ograniczoną przestrzeń Afryki centralnej. Według Wikipedii malusieńki obszar występowania tego gatunku ssaka ograniczony jest ze wszystkich stron naturalnymi barierami takimi jak lasy bagienne, czy sawanny Sahelu. Jakby przyroda sama chciała ukryć swój sekret przed spojrzeniem ludzi, którzy nie będą w stanie go docenić. Europejczycy, postrzegający świat przez pryzmat nauki, przez wiele lat wysłuchiwali historii o afrykańskim jednorożcu nie mogąc zweryfikować tej wiedzy w praktyce. Niezwykłe zwierze, zbudowane w ich głowach jedynie ze słów tubylców, ukazało się białemu człowiekowi dopiero w 1900 roku. Nie zawsze wystarczy bowiem racjonalizować, czasami trzeba najpierw poczuć. Dokładnie tak właśnie jest ze „Snem o okapi”. Po tę książkę może sięgnąć każdy, ale nie wszyscy dostrz
„Ósme życie” to książka wyjątkowa, której nie sposób przeczytać byle jak, w biegu. Potrzebuje skupienia, cieszy i chwili, w której spotkamy się wreszcie sam na sam ze swoimi myślami. Z samym sobą. Powieść obejmuje aż sto lat smutków, nieszczęść, ale i krótkotrwałych chwil szczęścia i beztroskiej radości. Ogromną siła tej powieści jest doskonałe tłumaczenie, niczym nie zmącona czystość przekazu myśli autorki. Pierwszy tom wstrząsnął mną tak gwałtownie, że z żalem czytałam ostatnie już strony. Plastyczny język i emocje, które jestem w stanie dzielić z bohaterami sprawiły, że każdy fragment stał mi się bliski. Drugi tom sprawił, że zaczęłam zastanawiać się nad tym, dlaczego tak mało wiem o Gruzji. Czy to nie dziwne, że moja wiedza o tym kraju wyniesiona ze szkoły jest aż tak skromna? Przecież o Stanach Zjednoczonych wiem tak wiele, chociaż dzieli nas dziesięciogodzinny lot samolotem, mentalność, postrzeganie otaczączającego świata. Nino Haratischwili otworzyła mi oczy. Gr
Bardzo trudno napisać mi opinię o książce, której poprawiona wersja została wydana już po śmierci Autorki. Z jednej strony czuję ogromną radość, że udało się ziścić to marzenie, a z drugiej ogarnia mnie smutek, że nie możemy cieszyć się tą chwilą razem… Elżbietą Gizelą Erban zachwyciłam się w poprzednim roku, kiedy to otrzymałam propozycję zaopiekowania się „Fatalnym zauroczeniem”. Gdyby nie upór osoby pracującej w wydawnictwie Videograf, nigdy nie przeczytałabym tej powieści. Sam tytuł wydawał się już odstawać od moich upodobań, jednak już po lekturze pierwszego rozdziału wiedziałam, że mam do czynienia z twórczością nietuzinkową, realizowaną przez osobę dojrzałą i mającą coś ciekawego do powiedzenia. To, czy utożsamiam się z tym konkretnym sposobem myślenia jest rzeczą zupełnie inną. Liczył się przede wszystkim rys indywidualizmu i język, który tak bardzo zmienił się od czasów młodości naszych dziadków . Moim zdaniem żaden ze współczesnych twórców nie będzie już w stanie go naśladow
„Olive Kitteridge” nie jest książką dla każdego, jest za to jedną z moich ulubionych powieści. Sądzę, że aby docenić jej kunszt i wyjątkowość potrzeba przede wszystkim czasu i umiłowania literatury pięknej. Tym, którzy kładą nacisk na tempo i duże skondensowanie skrajnych emocji nie przypadnie do gustu. W centrum zainteresowania Elizabeth Strout znajduje się codzienność, która z pozoru wydaje się banalna i niegodna większej uwagi. Niewielkie miasteczko żyje swoim rytmem, nie spodziewając się spektakularnych zmian i przyjmując życie takim jakie ono jest - bez upiększeń i wizualnych oszustw cieszących oko czytelnika. W tej historii nie ma oczekiwania, nie pojawi się ani jeden zwiastun przyszłości sugerujący, że warto przeczytać następny rozdział. A mimo to jest mi bliska. Nie mogłam się z nią rozstać do ostatniej strony. Główna bohaterka, Olive Kitteridge, to osoba definiowana stopniowo przez pryzmat otaczających ją ludzi. Towarzyszy innym mieszkańcom niewielkiego miasteczka Crosby
Tego nie pojmuję: zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie chciał wiedzieć, o czym ktoś inny myśli, a to jest głupie pytanie, ponieważ nawet najszczersza odpowiedź, ale bez związku z pytającym, będzie tą niewłaściwą. Wyobcowanie jest jak podstępna choroba. Do niektórych osób przychodzi jak niezapowiedziany gość, który staje w drzwiach z walizką w dłoni i informuje, że odtąd zawsze będziecie już razem. Bez pytania rozkłada swoje rzeczy w szafie i zajmuje ulubione miejsce w fotelu. U innych jest po prostu częścią istnienia i trwa niezmiennie od pierwszego do ostatniego oddechu. Osamotnienie może rozlewać się po całym ciele, odbierać chęć poruszania, myślenia i jakiegokolwiek działania. Byle tylko móc zamknąć oczy i umościć się wygodnie w swoim bezpiecznym kokonie. Zdarza się, że pojawi się ktoś, kto będzie w stanie rozpalić maleńką iskrę nadziei, wznieci poczucie, że nie wszystko stracone i warto ten jeden, jedyny raz zrobić malutki krok naprzód. Przecież zawsze istnieje szansa, że gdzieś t
Każdy radzi sobie z tym - próbuje radzić - na swój własny sposób: Pytlak na przykład słucha rocka, Szymon gada do osieroconego żółwia, niektórzy grają w to pierdolone Word of Tanks albo piją bimber, a Miętowy w kółko opowiada o żarciu. Ciało jest nośnikiem historii. Skrywa wiele opowieści, utkanych z siateczki drobnych dni. Część z nich, pozornie nic nie wniosła, niczego nie zmieniła. Inne, eksplodowały z całą swoją siłą, obracając istniejący dotąd świat wniwecz. Jak most, który runął niespodziewanie na oczach tysięcy obserwatorów, a bez którego nie wiadomo, jak dalej żyć. Zerwane połączenia bolą podwójnie, ponieważ nie tylko trudno jest ruszyć swobodnie dalej, ale i nie ma możliwości, by spojrzeć za siebie, by ocenić aktualne położenie. Nikt nie potrafi odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, jak zbudować to wszystko od nowa, chociaż wielu podejmowało się już tego zadania. Każda cegła, nawet jeśli położona w identycznym miejscu, będzie stanowiła zalążek czegoś zupełnie nowego.
Komentarze
Prześlij komentarz