Myląca okładka, sugeruje treść lekką, łatwą i ...papkowatą. Nic bardziej
mylnego, żywa narracja, wartka treść, jednym słowem, książka o której
bee długo pamiętać i raczej nie oddam nikomu. Dla potomnych. Amen.
Przez całe życie Daisy jest pacyfistką i kosmopolitką, otwartą na wszystkich ludzi i wszystkie narody. Uważa Europę za piękny, wspólny dom, z radością odwiedza różne kraje i zawiera w nich znajomości i przyjaźnie. Jak ma się odnaleźć w podzielonym nagle świecie, który każe jej widzieć wrogów w dotychczasowych przyjaciołach? Sięgając po książkę „Daisy i cesarz” spodziewałam się, że Dorota Ponińska odkryła coś, czego dotychczas o Marii Teresie Oliwii Hochberg von Pless nie wiedziałam. Sądziłam, że mowa będzie o relacji romantycznej pomiędzy wymienioną w tytule dwójką, o co księżna von Pless wielokrotnie za życia była pomawiana. Z ulgą mogę jednak napisać, że nie taki był zamysł autorki i prawdę powiedziawszy według mnie w tej powieści to nie cesarz wiedzie prym. Jego rola jest tu zupełnie inna. Postać Wilhelma II ma za zadanie stworzyć wiarygodny kontekst historyczny. To dzięki tej relacji, a także samemu otoczeniu cesarza możemy się przekonać o tym, jaką osobą była głów...
Czy masz kwadrans? Piętnaście minut to raczej niewiele czasu, jednak czasami nawet drobna chwila napędza ogromne zmiany w całym naszym życiu. To co minęło zazębia się z tym co jest aktualnie i tym, co stanie się w odległej przyszłości. Wszyscy mamy swój moment zwany inaczej życiem. Część z nas chłonie wszystkimi zmysłami każdy mijający dzień, inni spoglądają na swój świat zza grubej szyby. Zdarza się, że choroba odbiera nam powoli siły, pamięć, wszystko to, co stworzyliśmy w pocie czoła sądząc, że jeszcze zdążymy się nacieszyć zgromadzonym majątkiem. „ Podobno każdy człowiek ma swój zegar, który odmierza jego czas. Nikt nie może na niego wpłynąć; nikt nie wydłuży sobie swojego czasu ani go nie skróci - każdy ma go tyle, ile mu dano. Zegarmistrz Zegarmistrzów sprawuje pieczę nad wszystkimi zegarami i dba o to, żeby działały jak należy. Dlatego trzeba zaufać. Ktoś czuwa nad naszym czasem. Nie możemy zrobić więcej, niż jest nam pisane”. Emilia Kiereś należy nie bez p...
Każdy radzi sobie z tym - próbuje radzić - na swój własny sposób: Pytlak na przykład słucha rocka, Szymon gada do osieroconego żółwia, niektórzy grają w to pierdolone Word of Tanks albo piją bimber, a Miętowy w kółko opowiada o żarciu. Ciało jest nośnikiem historii. Skrywa wiele opowieści, utkanych z siateczki drobnych dni. Część z nich, pozornie nic nie wniosła, niczego nie zmieniła. Inne, eksplodowały z całą swoją siłą, obracając istniejący dotąd świat wniwecz. Jak most, który runął niespodziewanie na oczach tysięcy obserwatorów, a bez którego nie wiadomo, jak dalej żyć. Zerwane połączenia bolą podwójnie, ponieważ nie tylko trudno jest ruszyć swobodnie dalej, ale i nie ma możliwości, by spojrzeć za siebie, by ocenić aktualne położenie. Nikt nie potrafi odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, jak zbudować to wszystko od nowa, chociaż wielu podejmowało się już tego zadania. Każda cegła, nawet jeśli położona w identycznym miejscu, będzie stanowiła zalążek czegoś zupełnie noweg...
Czasami zdaje się, że ludzie są źli. Ale potem mamy okazję poznać ich bliżej i widzimy, że wszyscy jesteśmy tacy sami, tylko okoliczności były złe. Ksiądz Stanisław Kujota zaproponował niezwykle trafne znaczenie rzeczownika Kaszuby . Według niego to „wody niezbyt głębokie, wysoką trawą porosłe” . Jest w tym stwierdzeniu coś ulotnego, przemawiającego zarówno do umysłu jak i do serca. Dokładnie tak samo jest z najnowszą powieścią Darii Kaszubowskiej. „Sztorm” jest jak młode drzewo, które zostało posadzone w miejscu, gdzie gleba jest żyzna, a powietrze krystalicznie czyste i rześkie. Jeśli tylko ta literacka „sadzonka” otrzyma wsparcie, wyrośnie wysoko ponad ludzie głowy. Potencjał tej sagi jest po prostu bezdyskusyjny i mam nadzieję, że czułe ręce autorki i wydawnictwa sprawią, że rozwinie się na miarę czytelniczego hitu. Historia Kaszub jest niezwykle bogata i stwarza fantastyczną przestrzeń do snucia długiej i ciekawej opowieści. Nie brakuje w niej dramatycznych momentów, ale i chwil ...
Dzień dobry! Wydawnictwo Znak wydało w 2024 roku książkę, która została moim najlepszym książkowym przyjacielem. Trudno mi uwierzyć, że w Polsce ktoś zdecydował się na opublikowanie tak mądrego i osobistego portretu zapomnianych dla większości malarek, który można znaleźć w zwykłej księgarni, a nie w specjalistycznej bibliotece. Czy to pierwsza taka próba ujęcia tego tematu? Nie. Czy to jedyna tak łapiąca za serce publikacja z tego zakresu? Dla mnie TAK. Piotr Oczko nie nudzi, chociaż jako profesor zwyczajny w dyscyplinach literaturoznawstwo i nauki o sztuce mógłby to czynić bez wysiłku. Ma w sobie dużo młodzieńczej ciekawości, jest wrażliwy i empatyczny. Czas spędzony w tak dostojnym towarzystwie płynie niezwykle szybko i jest w pełni satysfakcjonujący dla odbiorcy. Piotr Oczko prezentuje ponad sto artystek i wie o nich naprawdę dużo. Patrzy z czułością, przekładając osiągnięcia na realia epoki, w której dana artystka przyszła na świat. „Suknia i sztalugi” pewnie na pierwszy rzut oka...
Ale czy w ogóle trzeba zasłużyć na miłość? (…) A może są takie sprawy, na które nie trzeba zasługiwać, a które są po prostu za darmo. Życie? Miłość? Szacunek? „Teresa postanawia żyć” to książka o bardzo chwytliwym i mocnym tytule. Z pewnością znajdą się tacy, których pierwszym skojarzeniem będzie powieść autorstwa Paula Coelha „Weronika postanawia umrzeć”. Tamta bohaterka decyduje, by położyć kres swojemu życiu poprzez samobójstwo. Nie ma ku temu jednego, wstrząsającego powodu, po prostu nie widzi sensu, by kontynuować swoją bezbarwną egzystencję. Odratowana, dowiaduje się, że na skutek uszkodzenia serca zostało jej tylko kilka dni życia. Polska Teresa jest osobą dojrzałą, głęboko wierzącą. O ilości czasu, który pozostał jej do końca ziemskiej wędrówki ma zdecydować Bóg, nie ona sama. Wydawałoby się, że to bardzo proste, gdy powierzamy swój los komuś innemu i nie musimy już więcej o nic się martwić, bo wystarczy postępować z godnie z określonymi dogmatami, by dojść do c...
Niektóre powieści nie potrzebują zbyt wielu słów, by w pełni można było oddać ich urodę. Mówiąc wprost, bronią się same pomysłem, poziomem języka i wytrwałością w realizacji obranej konwencji literackiej. Wystarczy jeden przymiotnik, by w najprostszy, ale i najszczerszy sposób przekazać swoje oddanie konkretnej książce. „Jedyny walc” jest po prostu ŚWIETNY i bez zastanowienia mogę postawić go na półce obok twórczości Aleksandra Puszkina, którego fragment „Eugeniusza Oniegina” otwiera tę historię. Małgorzata Garkowska, znana szerzej z „Wyboru matki”czy „Mostu pomiędzy słowami”, zaskakuje przede wszystkim skromnością i minimalnym wręcz udziałem w życiu publicznym. Nie potrzebuje atencji i poklasku, by tworzyć wartościowe treści i zapisać się w świadomości szerszego grona odbiorców. To wzbudza moje uznanie, sympatię i szacunek. Przechodząc do fabuły, „Jedyny walc” może być rozpatrywany w niezwykle rozległym kontekście. Jako powieść historyczna imponuje doskonale odmalowanym tłem, bogatym...
Rozpoczynając lekturę sagi pod tytułem „Wydziedziczone” nie miałam żadnych oczekiwań. O Mirosławie Karecie usłyszałam po raz pierwszy w dniu otrzymania propozycji patronackiej i dopiero po zapoznaniu się z krótką notą biograficzną stwierdziłam, że istnieje spora szansa, iż jestem idealnym odbiorcą tych książek. „Wydziedziczone” to seria, która z całą pewnością nie została stworzona według żadnego aktualnie modnego szablonu. Po pierwsze, akcja została umiejscowiona na przełomie XIX i XX wieku, co stanowi przyjemną odmianę od powieści poruszających wątek drugiej wojny światowej eksploatowany ostatnio do granic mojej czytelniczej wytrzymałości. Po drugie, Mirosława Kareta w swoich podziękowaniach wieńczących trzeci, ostatni tom pisze tak: Przedstawiając fakty i ludzi, starałam się nie nadużywać prawdy historycznej i zachować wiarygodność. Dlatego wiele dialogów w książce stanowią cytaty lub parafraza źródeł pisanych. Uważam, że ten zabieg pozwolił na stworzenie wyjątkowej przestrzeni do ...
Człowiek uczy się, jak stać się sobie kimś obcym, i to jest najlepsza droga, żeby tu przetrwać. W naszym mieście miłość trwa krótko i rozpływa się jak poranna mgła wraz ze wschodem słońca. W naszym mieście dziewczyny są koloru pudrowego różu, są zwiewne i delikatne jak piórka, istnieją po to, by podbudowywać honor swoich mężczyzn i piec im ciepły chleb, istnieją po to, by stawać się czyimś wyobrażeniem. W naszym mieście dziewczęta są jak złote rybki, a zadaniem chłopców jest budować akwaria dla swoich rybek. W naszym mieście dziewczęta są jak bezskrzydłe anioły na cienkich nitkach, pociągają za nie matki, ciotki i babki, którym kiedyś też nie pozwolono odlecieć. Nie znam Nino Haratischwili osobiście, chociaż jest mi bliska jak siostra. To bardzo dziwne uczucie i zdarza się tylko w stosunku do nielicznych twórczyń. Za każdym razem, kiedy kończę Jej powieść, mam ogromne poczucie straty. Niby wiem, że jeszcze wróci, że nie powiedziała ostatniego słowa, ale pierwsze ślady pustki i tak od...
Gubiła mnie rutyna. Łaknęłam niepowtarzalności. Cierpiałam na permanentny niedobór życia. Na wieczny deficyt niebieskich migdałów. Agnieszka Zakrzewska w posłowiu swojej powieści „Deficyt niebieskich migdałów” napisała, że każdy z nas posiada swoją bliźniaczą gwiazdę. To niezwykle intymne i poetyckie stwierdzenie mocno złapało mnie za serce. Chcę wierzyć, że w tych słowach jest chociaż krztyna prawdy. Powtarzalność losów, z której zaczynamy zdawać sobie sprawę dopiero na pewnym etapie życia jest naprawdę niezwykłym, ale i szokującym przeżyciem. Chłonąc kolejne dni, szczególnie w okresie adolescencji, zwykliśmy czuć całym sobą wyjątkowość tego, co nam się przytrafia. To normalne i dobre, że mijamy na swojej drodze kolejne przystanki i zostawiamy na nich cząstkę siebie. Pozytywne jest także to, że im jesteśmy starsi, tym częściej odczuwamy potrzebę, by przysiąść i rozejrzeć się dookoła. Gdy wzrok przyzwyczai się do sięgania poza własne ego, rozum odkrywa, że każdą najpiękniejszą, ale i ...
Komentarze
Prześlij komentarz