"Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy" - Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Pobierz link
Facebook
Twitter
Pinterest
E-mail
Inne aplikacje
-
Wspaniała seria, napisana piękną polszczyzną. Przeczytałam jednym tchem i
jestem pewna, że to jedna z tych książek, które chciałabym w
przyszłości polecić swojej córce.
Niektóre powieści nie potrzebują zbyt wielu słów, by w pełni można było oddać ich urodę. Mówiąc wprost, bronią się same pomysłem, poziomem języka i wytrwałością w realizacji obranej konwencji literackiej. Wystarczy jeden przymiotnik, by w najprostszy, ale i najszczerszy sposób przekazać swoje oddanie konkretnej książce. „Jedyny walc” jest po prostu ŚWIETNY i bez zastanowienia mogę postawić go na półce obok twórczości Aleksandra Puszkina, którego fragment „Eugeniusza Oniegina” otwiera tę historię. Małgorzata Garkowska, znana szerzej z „Wyboru matki”czy „Mostu pomiędzy słowami”, zaskakuje przede wszystkim skromnością i minimalnym wręcz udziałem w życiu publicznym. Nie potrzebuje atencji i poklasku, by tworzyć wartościowe treści i zapisać się w świadomości szerszego grona odbiorców. To wzbudza moje uznanie, sympatię i szacunek. Przechodząc do fabuły, „Jedyny walc” może być rozpatrywany w niezwykle rozległym kontekście. Jako powieść historyczna imponuje doskonale odmalowanym tłem, bogatym
- Zobaczysz, Lucynko, kiedyś wszystko się zmieni. Każda kobieta godna jest szacunku i dobrego życia, bez względu na urodzenie. Trzeba tylko dać im szansę. „Trzy kobiety” to powieść teoretycznie przenosząca czytelnika do czasów bardzo odległych. Takich, w których świat w bardzo prosty sposób dzielił ludzi na bogatych i biednych, dobrze urodzonych i tych nie mających nawet kawałka chleba na jutrzejsze śniadanie. Po ulicach miast dostojnym krokiem spacerowały wtedy matrony odziane w wytworne toalety. Eteryczne niczym motyle, za to całkowicie zależne od decyzji mężczyzn, którzy pojęli je za żony. W tym samym czasie ich niepiśmienne służące szorowały podłogi i marzyły, by wyrwać się do miejsca, w którym chociaż przez chwilę można by zaznać wytchnienia od monotonnej rzeczywistości i ciężkiej, fizycznej pracy. Pytanie brzmi, czy początek dwudziestego wieku tak bardzo różni się od tego momentu, w którym znajdujemy się obecnie? Początkowo odpowiedź wydaje się oczywista. Współczesne kobiety pos
Rozpoczynając lekturę sagi pod tytułem „Wydziedziczone” nie miałam żadnych oczekiwań. O Mirosławie Karecie usłyszałam po raz pierwszy w dniu otrzymania propozycji patronackiej i dopiero po zapoznaniu się z krótką notą biograficzną stwierdziłam, że istnieje spora szansa, iż jestem idealnym odbiorcą tych książek. „Wydziedziczone” to seria, która z całą pewnością nie została stworzona według żadnego aktualnie modnego szablonu. Po pierwsze, akcja została umiejscowiona na przełomie XIX i XX wieku, co stanowi przyjemną odmianę od powieści poruszających wątek drugiej wojny światowej eksploatowany ostatnio do granic mojej czytelniczej wytrzymałości. Po drugie, Mirosława Kareta w swoich podziękowaniach wieńczących trzeci, ostatni tom pisze tak: Przedstawiając fakty i ludzi, starałam się nie nadużywać prawdy historycznej i zachować wiarygodność. Dlatego wiele dialogów w książce stanowią cytaty lub parafraza źródeł pisanych. Uważam, że ten zabieg pozwolił na stworzenie wyjątkowej przestrzeni do
Czasami zdaje się, że ludzie są źli. Ale potem mamy okazję poznać ich bliżej i widzimy, że wszyscy jesteśmy tacy sami, tylko okoliczności były złe. Ksiądz Stanisław Kujota zaproponował niezwykle trafne znaczenie rzeczownika Kaszuby . Według niego to „wody niezbyt głębokie, wysoką trawą porosłe” . Jest w tym stwierdzeniu coś ulotnego, przemawiającego zarówno do umysłu jak i do serca. Dokładnie tak samo jest z najnowszą powieścią Darii Kaszubowskiej. „Sztorm” jest jak młode drzewo, które zostało posadzone w miejscu, gdzie gleba jest żyzna, a powietrze krystalicznie czyste i rześkie. Jeśli tylko ta literacka „sadzonka” otrzyma wsparcie, wyrośnie wysoko ponad ludzie głowy. Potencjał tej sagi jest po prostu bezdyskusyjny i mam nadzieję, że czułe ręce autorki i wydawnictwa sprawią, że rozwinie się na miarę czytelniczego hitu. Historia Kaszub jest niezwykle bogata i stwarza fantastyczną przestrzeń do snucia długiej i ciekawej opowieści. Nie brakuje w niej dramatycznych momentów, ale i chwil
Człowiek uczy się, jak stać się sobie kimś obcym, i to jest najlepsza droga, żeby tu przetrwać. W naszym mieście miłość trwa krótko i rozpływa się jak poranna mgła wraz ze wschodem słońca. W naszym mieście dziewczyny są koloru pudrowego różu, są zwiewne i delikatne jak piórka, istnieją po to, by podbudowywać honor swoich mężczyzn i piec im ciepły chleb, istnieją po to, by stawać się czyimś wyobrażeniem. W naszym mieście dziewczęta są jak złote rybki, a zadaniem chłopców jest budować akwaria dla swoich rybek. W naszym mieście dziewczęta są jak bezskrzydłe anioły na cienkich nitkach, pociągają za nie matki, ciotki i babki, którym kiedyś też nie pozwolono odlecieć. Nie znam Nino Haratischwili osobiście, chociaż jest mi bliska jak siostra. To bardzo dziwne uczucie i zdarza się tylko w stosunku do nielicznych twórczyń. Za każdym razem, kiedy kończę Jej powieść, mam ogromne poczucie straty. Niby wiem, że jeszcze wróci, że nie powiedziała ostatniego słowa, ale pierwsze ślady pustki i tak od
Gubiła mnie rutyna. Łaknęłam niepowtarzalności. Cierpiałam na permanentny niedobór życia. Na wieczny deficyt niebieskich migdałów. Agnieszka Zakrzewska w posłowiu swojej powieści „Deficyt niebieskich migdałów” napisała, że każdy z nas posiada swoją bliźniaczą gwiazdę. To niezwykle intymne i poetyckie stwierdzenie mocno złapało mnie za serce. Chcę wierzyć, że w tych słowach jest chociaż krztyna prawdy. Powtarzalność losów, z której zaczynamy zdawać sobie sprawę dopiero na pewnym etapie życia jest naprawdę niezwykłym, ale i szokującym przeżyciem. Chłonąc kolejne dni, szczególnie w okresie adolescencji, zwykliśmy czuć całym sobą wyjątkowość tego, co nam się przytrafia. To normalne i dobre, że mijamy na swojej drodze kolejne przystanki i zostawiamy na nich cząstkę siebie. Pozytywne jest także to, że im jesteśmy starsi, tym częściej odczuwamy potrzebę, by przysiąść i rozejrzeć się dookoła. Gdy wzrok przyzwyczai się do sięgania poza własne ego, rozum odkrywa, że każdą najpiękniejszą, ale i
Ja tu wszystkich znam, moje dziecko. Wiedziałam, że coś się wydarzy. Od kilku dni czułam coś w powietrzu. -Brzozowska odwróciła się w kierunku lasu i znieruchomiała ze zmrużonymi oczami. Zima jest wyjątkowym okresem w kalendarzu przyrody. Jak żadna inna pora roku potrafi olśnić magią wirujących w powietrzu płatków śniegu, zatrzymać na chwilę cały świat siłą porażającej ciszy i bieli. Nawet najbardziej bezrefleksyjne jednostki, zaprogramowane na zdobywanie kolejnych punktów w ziemskiej grze „kto jest najlepszy”, odczuwają wtedy niepokojące drgania resztek ludzkich odruchów. Trudno jest bowiem zapanować nad tym, co pierwotne i wpisane w DNA. Zimowa szata jest prosta i z całą pewnością to właśnie w niej tkwi jej magia. Starożytni Egipcjanie utożsamiali biel z nieurodzajem i śmiercią, Chińczycy przywdziewają biel w żałobie. Dla nich jest ona po prostu synonimem nieszczęścia. Stojąc u progu Pełni, w której widać już świąteczne drzewka i bożonarodzeniowe ozdoby, można zapomnieć, że bezkres
Witam wszystkich bardzo serdecznie! Jestem niesamowicie podekscytowana, że mogę po raz kolejny dodać coś od siebie na blog mojej mamy. Ponieważ fanką Enoli jestem od momentu, kiedy została wydana w Polsce pierwsza część, byłam naprawdę wniebowzięta, że będzie mi dane ją przeczytać. Zaczynajmy! ,,Enola Holmes. Sprawa złowieszczych bukietów” autorstwa pani Nancy Springer jest lekturą trzymającą w napięciu i pełną niesamowitych zwrotów akcji. Opowiada o przygodach buntowniczej siostry Sherlocka Holmesa , która porzucając życie damy ma zamiar zostać perdytorystką-detektywką poszukującą zaginionych osób. Jej marzenie ma szansę się spełnić, kiedy znika znany i lubiany doktor Watson. Jego żona otrzymuje bukiety naprawdę przedziwnych
Ilekroć się z nią spotykam, nie mogę wyjść z podziwu, że istnieją takie kobiety jak ona. Jestem przekonany, że gdybym poprosił ją o podanie PESELU albo PINU do karty płatniczej, zrobiłaby to bez wahania. Aż mi żal, że nie jestem wyłudzaczem pieniędzy, bo trafiła mi się naprawdę idealna ofiara. Najnowsza powieść Izabeli M. Krasińskiej jest historią, która może stać się częścią życia każdego z nas. Nie ma znaczenia, w jakim wieku jesteśmy, czy posiadamy dobre wykształcenie, wysoki status materialny, czy z którą płcią się identyfikujemy. Rzadko zdarza się tak, aby poruszany w książce temat był aż tak uniwersalny. Z drugiej jednak strony dotyczy delikatnej materii psychiki i w łatwy sposób można go ukryć pod płaszczykiem odpowiednich póz i dobieranych do sytuacji masek. Z tego powodu o narcyzach nie słyszymy zbyt często i część z nas z pewnością będzie miała problemy, aby rozpoznać takich ludzi w swoim otoczeniu. Izabela M. Krasińska pokusiła się, aby za pomocą pierwszoosobowej, naprzemien
Ostatnio dochodzę do wniosku, że im mniej spodziewam się po danej książce, tym bardziej mnie ona (pozytywnie) zaskakuje. Wszystkie publikacje, na które czekałam ostatnimi tygodniami albo mnie rozczarowały albo przeszły bez większego echa. Katarzyny Bereniki Miszczuk nie znam. Nie słyszałam o niej wcześniej, pewnie dlatego, że nie gustuję w fantastyce. Co lepsze, wypożyczając "Szeptuchę" nie miałam pojęcia o czym traktuje ta powieść. Żadnego. Przez pierwszych kilkanaście stron nie bardzo potrafiłam wczuć się w rytm i zrozumieć w czym rzecz, jednak jak minął pierwszy szok- dałam unieść się fali:-) Doznania były wyśmienite, nigdy nie czytałam słowiańskich podań, nie miałam do czynienia z legendami z tego okresu, więc zaskoczenie było ogromne. Autorce udało się osiągnąć tę rzadko spotykaną lekkość i oryginalność. Nie przypominam sobie ani jednej innej książki, do której mogłabym porównać "Szeptuchę". Oczywiście, że wątek miłosny jest na poziomie gimnazja
Komentarze
Prześlij komentarz