Trzy godziny ciszy - Patrycja Gryciuk

Wszystko na nic. Nic nie wymodliłam, niczego nie wywalczyłam. A zapotrzebowanie na miłość nigdy nie maleje. Nigdzie i u nikogo.


Miejsce, w którym znajdujemy się w danym momencie życia zawsze daje szansę, by unieść głowę i spróbować spojrzeć przed siebie. Każda trudna sytuacja, problem, z którym spotykamy się po raz pierwszy buduje nie tylko nasze doświadczenie, ale i obarcza wiedzą. Zdaje się, że ludzie obyci z literaturą wielokrotnie dotknęli czyjegoś bólu, zagubienia, czy odejścia. Można więc domniemywać, że takie muśnięcia cudzych emocji sprawią, że w chwili własnej próby będą czuli się przygotowani na spotkanie z najgorszym. Zapominamy jednak, że lustrowanie, nawet najdokładniejsze, nie oznacza faktycznego poznania i przeżycia.

Książki sprawiają, że nabywamy moc wielokrotności pierwszego oddechu. Spowalniają sam proces odchodzenia w niebyt, bo współodczuwając, jesteśmy nie tylko sobą, ale i po trosze innymi. To tak jak z promieniami słonecznymi ogrzewającymi nie tylko naszą twarz, ale i plecy, jeśli tylko na to pozwolimy. Wystawienie się na ekspozycję z różnych stron może być niebezpieczne i zdradliwe, ale bez niego trudno czerpać pełnymi garściami z tego, co zostało nam dane. Stojąc tylko w cieniu, nigdy nie zaznamy pełni swoich możliwości intelektualnych i fizycznych.

„Trzy godziny ciszy” to powieść, która wybrzmiała już w wielu sercach, jednak zdarzą się i tacy jak ja, którzy dopiero niedawno o niej usłyszeli. Wydana w 2017 roku, obleczona w niepozorną, prostą okładkę książka nie przyciąga wzroku wśród wielu innych tytułów na półce. Moim zdaniem dzieje się tak z jednego powodu. Patrycja Gryciuk nie potrzebuje żadnych wspomagaczy, ukrycia się za rozdmuchaną fasadą. Nie musi składać obietnic o wyjątkowości swojego tekstu, bo on niezaprzeczalnie taki jest i trudno z tym dyskutować. To ten rodzaj prozy, który prezentują osoby pewne już swoich umiejętności, mogące skupić się na drobnostkach i zabawie z konwencją tego, co pragnie się wyrazić.

Emocjonalność „Trzech godzin” ciszy jest porażająca, jednak to nie na tym polega jej wyjątkowość. Tkwi ona w unikatowej umiejętności utrwalenia każdego odczuwanego fragmentu bólu i smutku głęboko w świadomości czytelnika. To rzadka cecha, którą należy podkreślić w specjalny sposób.

To zastanawiające, jak z pozoru z wyeksploatowanego tematu można zbudować zupełnie nową jakość, w żaden sposób nie ocierając się o banał. Wiele osób nie potrafi rozmawiać z samym sobą, boi się ciszy i swoich własnych myśli. Pierwszoosobowa narracja tej historii uzmysławia, że spojrzenie w głąb siebie jest niezbędne, aby ruszyć dalej. Nie mamy wpływu na to, jak daleko będzie nam dane sięgnąć, ile jeszcze przed nami szans na uścisk, uśmiech, rozmowę. Mamy za to wpływ na to, w jaki sposób wykorzystamy to, co teraz.

Jak już zdasz sobie sprawę, że zostało ci tak mało czasu, zaczynasz wreszcie myśleć inaczej. Zaczynasz trzeźwo patrzeć na sprawę. I działasz. Natychmiast.

Komentarze

  1. Chciałabym przeczytać. Odczuwalne fragmenty smutku i bólu, przyznam, że to jest interesujące. Ja lubię a wręcz muszę odczuwać różne emocje, bo to sprawia, że książka jest świetna. Przynajmniej dla mnie. Zapisuję ją na listę i obym szybko ją zrealizowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o niej pamiętać, Pani Marto. Naprawdę warto przeczytać:-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Moja kuzynka Rachela - Daphne du Maurier

Balladyna - zbiór opowiadań różnych autorów

Spacerujący z książkami - Carsten Henn

Kwadrans - Emilia Kiereś

Sen o okapi - Mariana Leky

Ósme życie (dla Brilki). Tom 2 - Nino Haratischwili

Dziewczyna z sierocińca - Joanna Parasiewicz

Kochankowie burzy. Panna z Jaśminowa - Elżbieta Gizela Erban

Olive Kitteridge - Elizabeth Strout